AŁTAJ (Алтай)

Górska wędrówka i całkowite zaćmienie Słońca - lato 2008

Tekst: Agnieszka, zdjęcia: Marek


10.07.2008 (czwartek)
Dworzec Główny PKP, Wrocław

Siedząc na kamieniu, czekam. Nr 125 zawieźć mnie ma do Marka. Resztę rzeczy wrzucę do plecaka. Jeszcze spotkanie z „panem kantorem”, wymiana walut i… На Восток нам надо ехать… Obok mnie półnagi dziadek naprawia stary resoraczek, czerpiąc z tego niemałą radość. Czyżby naiwność nie była racją wieku?

U Romana we Lwowie.

12.07.2008, godz. 12:32 czasu ukraińskiego (sobota)
Trasa Lwów - Moskwa

Jedziemy. Z każdym kilometrem coraz bliżej na wschód. I oto chyba chodzi? Za oknem błyszczą złote cerkwie w południe wśród odcieni zieleni, o których żaden malarz nie śnił. Przegryzam kruche ciastko z kakao, Michał bawi się aparatem. „Więcej światła!” - krzyczy. Iza słodko przewraca się z boku na bok na górnej leżance, gdzie powietrze jest jeszcze gęstsze niż tu, niżej.

Odsypiamy dzisiejsza noc, jedna z krótszych (oby), spędzoną w mieszkaniu cioci Romana przy ulicy Antonyvycza we Lwowie.
Niedaleko Ukrainiec leniwie przewraca strony gazety, sącząc piwo z zielonej butelki i wycierając brudne ręce w jasne spodnie-dzwony. Wszyscy leniwie spędzają czas…

Pójdę po kubek herbaty…
A potem może integracja z Polakami z Krakowa?

W pociągu.
Zwiedzamy Moskwę. Plac Czerwony.
PS: Zdjęcia z taką pomarańczową ramką można klikać.
Moskwa. Nocujemy u znajomego - Artjoma.
Babuszki sprzedają obiad głodnym podróżnym :)
Iza i Michał.

15.07.2008, godz.19:30 czasu moskiewskiego (wtorek)
Trasa Moskwa-Nowosybirsk

W końcu doczekaliśmy się deszczu, co prawda skromnego, ale przynoszącego ulgę spieczonej ziemi i nam – pasażerom transsyberyjskiej kolei. Zjedliśmy właśnie „pyszny” obiad, który okazał się być zupką chińską zamiast pięknie brzmiącej potrawy z makaronem i naturalnym mięsem. Udając nasycenie, przegryzamy suche ciasteczka sprzed kilku dni. Pociąg właśnie zwalnia, wlecze się wolno, a z nim wraz cały ten zaduch. Postój! Idźmy na obiadek!

16.07.2008, godz.10:20 czasu moskiewskiego (środa)
Na wysokości miasta Балезино

Obudziliśmy się godzinę temu. Znów młodzież z obozu w Odessie biega wesoło, potrącając i depcząc nasze stopy. Trochę nas to irytuje. Jeśli chodzi o temperaturę, to wydaje się, ze osiągnęła apogeum – odczuwalne 40 stopni lub nawet więcej. Pan w żółtej koszulce częściej spieszy do toalety i moczy biały ręcznik zimną wodą, a żółw, który podróżuje z nami, a dokładniej z młodzieżą z Odessy, leniwie wyciąga głowę nad wodę, jakby prosił o jej wymianę.

Noc przebiegła nam nadzwyczaj spokojnie – była ciemna, cicha i chodna, mimo Księżyca prawie w pełni…

Aga i Mareczek.
Sowiecka gwiazda obowiązkowo zdobi relikty socjalizmu.

17.07.2008, godz.14:30 czasu moskiewskiego (czwartek)
Za Omskiem

Dziś o 02:40 w mieście Тюмень opuściła nas grupa młodzieży wracającą z Odessy z Dimą i Siergiejem na czele. W zamian dosiadła się czwórka mężczyzn ok. 30-40 lat podróżujących do Irkucka, m.in. Artur i Siergiej. Milo się z nimi rozmawia i poznaje kulturę oraz obyczaje rosyjskie. Właśnie przełykam ogórka, którego dostałam od Siergieja i popijam zupką z białego pojemniczka. Wszyscy powoli szykujemy się na popołudniową drzemkę. Są to nasze ostatnie godziny w tym zacnym pociągu. O 20:40 wyładujemy na nowosybirskim dworcu…

Czy noc spędzimy w zimnym dworcowym holu, czy może w śpiworkach i w namiocie w ciemnym i gęstym parku? Czas pokaże…

18.07.2008, godz. 8:00 czasu moskiewskiego (11:00 czasu miejscowego) (piątek)
Skrawek zieleni wśród betonowego Nowosybirska

Zostałam chwilę sama. Pilnuję plecaków, ale oczy się same zamykają po nieprzespanej nocy na nowosybirskiem dworcu. Wokół wesoło biegają dzieci, tarzając się w brudnym piasku. Właśnie „włączyli” fontannę. Woda tryska żywo. Chłopcy wracają. Wszędzie pełno ludzi zamkniętych na nasze słowa. Boją się?

Nowosybirsk wita.
Park w Nowosybirsku.

18.07.2008, godz. 13:45 czasu miejscowego (piątek)
Wciąż w  Nowosybirsku

Zjedliśmy obiad – Perec z chlebem „ukraińskim”. Perec jest to konserwa, składającą się z „wypatroszonej” papryki nadzianej kaszą z mięsem. Dobre, zwłaszcza jeśli się jest naprawdę głodnym;) Przystawka był banan z jabłkiem zapity sokiem wiśniowo - jabłkowym, po którym zabolał mnie brzuch :P

Teraz odrobina wspomnień z pociągu na trasie Moskwa-Nowosybirsk.
Napotkani ludzie:
- grupa młodzieży (dziewczyny 16-18lat) z dwoma opiekunami: Dimą (30lat) i Siergiejem (21lat), wracająca z Odessy do Тюмень;
- pan siedzący na moim łóżeczku na trasie Moskwa - Jarosław :-)
- moskiewski chuligan - faszysta, pseudokibic, gruby, ze spływającym potem, zapraszający na "cold drink"'a;
- czterech mężczyzn ok. 30-40 lat, Тюмень-Nowosybirsk, w tym Sergiej i Artur, jadący do Irkucka, zajęli miejsca po grupie z Odessy;
- Ania, kasia, Krzysiek, Bartek i Paweł - studenci warszawscy z Kielc i Białegostoku, jadący na odpoczynek nad Bajkał, w wagonie 14.

Bijsk. Dworzec kolejowy.

19.07.2008, godz. 17:17 czasu moskiewskiego (sobota)
trawnik u księdza Andrzeja, Бийск

Dotarliśmy. Po chłodniku z kwasu chlebowego i naleśnikach z kalmarami odpoczywam na zielonej trawie. Michał leży półmartwy w namiocie, Marek - jak czarny punkt w zieleni - bawi się aparatem, grupa wolontariuszy z Wrocławia śpiewa Niemena... Pod papugami... most z lampionami... w kolorowe muszle gwiżdże wiatr...

godz. 20:57 czasu miejscowego
Бийск

Podziwiamy głębię czerwieni zachodzącego Słońca nad błyszczącą powierzchnią Бийи.

W drodze do Złotych Gór - Ałtaju...

22.07.2008, godzina niewiadoma, koło południa czasu miejscowego (wtorek)
nad rzeką Орой, Северо-Чуйский хребет ,Алтай

Dotarliśmy wczoraj do wymarzonego mostu - bramy Ałtaju - złotych gór. Drogę z Bijska do Czibitu spędziliśmy w dusznym busie, z postojem na zupę ogórkową i manty.

Kolorowa kartka z napisem 'ГОРЫ' okazała się być bezskuteczna - we trójkę ciężko podróżować autostopem.
Pierwszy obóz rozbiliśmy 3km za mostem w Czibicie. W nocy była burza z jasnymi piorunami i głośnymi grzmotami, ale bez deszczu. Teraz mamy postój. Płomienie wesoło skaczą między kamieniami. Nad nimi woda w osmolonej menażce - czas na kaszkę bananową! - pierwszy porządny posiłek po wykańczającej wędrówce w żarze Słońca, z ciężkimi plecakami na plecach...

Stołówka.
Marek nad Czują.
Most na Czuji.
Widok na Czibit i meandry Czuji.
W drodze na Przełęcz Oroj.
Przełęcz Oroj.
Potoczek.

23.07.2008, godzina 19:00 czasu miejscowego (środa)
obóz, gdzie pierwszy strumień wpada do rzeki Ештыколь :-)

To jest nasz trzeci obóz, drugi po całodniowej wędrówce. Zjedliśmy po zupce chińskiej ofiarowanej przez Alieka w pociągu na trasie Nowosybirsk - Bijsk. Wykąpaliśmy się w mroźnym strumieniu, czujemy się rześko, ale głód doskwiera i każdy myśli tylko o skuszeniu się na jeszcze jedną kanapkę ostatniego chleba z dżemem brzoskwiniowym.
"У Вас есть консервы, которых вам не надо?" - tak zagadaliśmy do rosyjskich obozowiczów za przełęczą Орой. Dostaliśmy kilka ogórków, cebule, puree, dwa mleka słodzone oraz konserwę mięsną. Aaa... i jeszcze dwie marchewki. co prawda plecaki chłopców zaczęły bardziej ciążyć zgodnie z prawami grawitacji, ale wszyscy napełniliśmy się optymizmem.

Nad rzeką Ештыколь.
Obóz.
Dolina Szawły.
Wielkie jezioro Szawlińskie w pochmurny dzień...

25.07.2008, godzina 18:00 czasu miejscowego (piątek)
Wielkie jezioro Szawlińskie

Uuu... Jak ciepło i przytulnie jest w namiocie, gdy na zewnątrz mokro i hula wiatr. Od wczoraj cały czas siąpi deszcz. Mokre plecaki, spodnie, buty, a słonko nie kwapi się, aby wyjść zza chmur i grzać nas swymi promyczkami. Widok na jezioro i wspaniałą syberyjską przygodę wynagradza nam jednak brak ładnej pogody. Czas na чай! Aby ogrzać oziębłe kości. Brrr...

26.07.2008, godzina 9:00 czasu miejscowego (sobota)
Wielkie jezioro Szawlińskie, ten sam obóz

Słońce! Nieśmiało wygląda zza szczytów. Jesteśmy żywsi i weseli. Radość w sercu.

...i w dzień słoneczny:) W tle Krasawica.
Wielkie Jezioro Szawlińskie.
My i Krasawica:)
...i znów Krasawica.

26.07.2008, godzina 9:00 czasu miejscowego (sobota)
Wielkie jezioro Szawlińskie, ten sam obóz

Wczorajszy dzień okazał się być słonecznym, mimo że przed południem chmury przestraszyły nas swą czernią. Udaliśmy się wczoraj nad mniejsze jeziorko. Droga leśna, przyjemna. Siedzę teraz ma rozgrzanym kamieniu w białym kapelusiku od Mareczka. Odpoczywam! Znad jeziora bowiem wróciliśmy około północy, a wszystko za sprawą chłopców, którzy rozochoceni zdobyciem szczytu 2900m n.p.m. oszacowali czas wejścia na dwie godziny. I co? Przeliczyliśmy się. droga była bardzo kamienista, nogi z powrotem zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Ale warto było. dla widoku na Маашей-баши, na piękne jeziorka, Krasawicę i lodowiec...
Wróciliśmy, gdy noc była już głęboka, a las straszył konarami drzew.

W drodze na 2900.
Widok z 2600m n.p.m.
Powrót do obozu nad jeziorem.
I znów w obozie.
Totem ałtajski.
Marek i lodowiec.
Grupa Czechów schodzących z przełęczy Niżnoszawlińskiej.

29.07.2008, godzina 18:00 czasu miejscowego (wtorek)
nad rzeką Маашей

"To już koniec..." - pomyślałam. Pazury wbite w czarną, kamienistą ziemię. Dwieście metrów nad stabilnym gruntem.
Nierówny oddech. Brak sił na dalszą wspinaczkę. Myśl ta przeszła przez mokrą od gradu i deszczu głowę wiele razy w ciągu tej godziny. Mowa o wspinaczce na Przełęcz Niżnoszawlińską. Trzysta metrów po prawie pionowej ścianie błota i kamieni. Ale piszę, więc myślę. Myślę, więc jestem. Udało się!

godzina 19:00 czasu miejscowego

Teraz odpoczywam, siedząc na trawie, na ognisku dogorywa risotto, niestety z proszku. Dzisiejsza droga od lodowca spod przełęczy do doliny rzeki Маашей była kamienista, a Słońce nie szczędziło swych promieni...

Promyczek i lodowiec.
Już prawie na przełęczy. Nabieramy sił przed podejściem.
Morena i lodowiec. W dali przełęcz.
W końcu udało się zdobyć przełęcz.
3300m n.p.m.
Widok na Маашей-баши.
Po zejściu z przełęczy.
Cały dzień idziemy po kamienistej morenie.
Schodzimy do doliny.
Burunduk.

30.07.2008 (środa)
nad rzeką Мажой

Dziesięć kilometrów do mostu, dwadzieścia do Aktasza. Jeszcze dziewięć dni temu nie wierzyłam, że uda nam się przejść zaplanowaną wcześniej trasę. Siedzimy przy ognisku, Mareczek zajada się kaszą gryczaną, którą znaleźliśmy m.in. w torbie przy drzewie. po raz pierwszy od pobytu w górach możemy jeść dowoli bez patrzenia się na mały zapas jedzenia. Los podarował nam na koniec "stajankę" z zostawioną przez turystów żywnością - kaszami, ryżem, zupkami chińskimi i chlebem. Niedaleko mieszka młode małżeństwo z dzieckiem. Właśnie wybieram się do nich po świeże mleko... Mniam!!!

Ałtajska chata nad rzeką Мажой.
Wysokie góry zostały już daleko za nami.
Schodzimy w stroną Aktasza.
Faza całkowita zaćmienia.
Zdjęcie zrobione przez Saszę - kilkadziesiąt kilometrów dalej, gdzie chmury nie przysłaniały tarczy Słońca.

31.07.2008, godzina 17:45 czasu miejscowego (czwartek)
nad rzeką (wciąż)

Jak nam dobrze tu - w namiocie - oddzielonym czarną siateczką od krwiożerczych komarów. Dzień upływa leniwie, pod znakiem żółtego Słońca, błękitnego nieba i szumiącej wody.

"Trzeba mi wielkiej wody...
Tej dobrej i tej złej
Na wszystkie moje pogody
niepogody duszy mej..."


01.08.2008, godzina 16:00 czasu miejscowego (piątek)
koło mostu nad Czują, przed Aktaszem

W oczekiwaniu na zaćmienie Słońca...

Dziesięć kilometrów na południe od Aktasza. Łapiemy stopa.
Dotarliśmy Buchanka na 2400m n.p.m.

07.08.2008, godzina 18:00 czasu miejscowego (czwartek)
Bijsk, okolice dworca

Drugiego sierpnia opuściliśmy góry, przekroczyliśmy most, potem jeszcze kilka kilometrów i niedaleko przed nami rozpościerała się wstążka drogi asfaltowej. Michał wyszedł wcześnie rano, na zewnątrz namiotu było jeszcze mokro po nocnym deszczu i burzy. Razem z zapoznanym Dimą z Moskwy złapał samochód do Bijska, my zaś postanowiliśmy pojechać autostopem. Około południa dotarliśmy do drogi. Po ponad godzinnym łapaniu założyliśmy plecaki z zamiarem przejścia dziesięciu kilometrów do Aktasza, słońce bowiem grzało mocno i wysuszało swoimi promieniami i tak już suchy pył pobocza. Uszliśmy może pięćset metrów, gdy nagle na ostrym zakręcie zatrzymała się cysterna z Ałtajcem za kierownicą. Jechał do Nowosybirska, ale mógł nas zabrać tylko do Aktasza. Radośnie dojechaliśmy do wioski, kupiliśmy wafelki, jajka, ptasie mleczka i banany, po czym udaliśmy się na łąkę, aby zrobić tam jajecznicę. Nasze szczęście nie trwało długo, bowiem na łączce "zaatakowały" nas dwa byki, którym spodobał się chleb i owoce, nawet w reklamówce! Po obiadku, około 15:30, ustawiliśmy się ponownie na drodze, z szerokim uśmiechem na twarzy i wystawioną prawą ręką i odgiętym pionowo kciukiem. "Chodźcie, młodzi!" - usłyszeliśmy z buchanki, którą właściciel, Vołodia, tankował na pobliskiej stacji.

I tak zaczęła się dwudniowa przygoda z ekipą z Barnaul: Vołodią, Anną, Swietą, Saszą i Aloszą. Buchanką wjechaliśmy na 2400m n.p.m!

Nasza Buchanka.
Белуха – najwyższy szczyt Ałtaju (4506 m n.p.m.)
Ekipa, z którą spędziliśmy dwa dni w drodze.
Rzeka Катунь.
Cmentarz w Bijsku i polski akcent.
Na pociąg z powrotem nie było już plackartnych miejsc - samolot wyszedł taniej :)
Mapka górskiej trasy.

09.08.2008, godzina 08:15 czasu polskiego (sobota)
trasa Warszawa - Opole, w pociągu

Właśnie kończy się przygoda. Tu, gdzieś na trasie Warszawa - Nysa. Przygoda studencka moja ostatnia, ale postudencka na pewno nie! wracam już sama. Towarzysze podróży w Ałtaj rozeszli się. Wszystko się rozpełzło na rozmazanej zieleni drzew za oknem.
"stacja piotrków Trybunalski" - głos z głośnika. Damski.
Widzę swoje nogi, brudne paznokcie proszą o kilka kropel wody. Jeszcze siedem godzin. Myślę, że wszystkie podsumowania, wnioski, podliczenia i wszystkie takie matematyczne sprawy nie maja sensu. Myśli w głowie rozrastają się. Chyba jeszcze nie zrozumiałam do końca, co wydarzyło się w przeciągu tej garstki dni. Ale myśli coraz mniej, a wspomnień coraz więcej...



KONIEC